Pierwszy aparat fotograficzny przywołuje we mnie miłe wspomnienia i nie trzeba mieć super sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy złotych, aby móc czerpać radość z fotografowania!
Popołudniowy deszcz nie pokrzyżował mi planów i punktualnie o godzinie 12.55 zasiadłem do stolika jednej z warszawskich knajp przy Krakowskim Przedmieściu. Zamówiłem sprite bez lodu i delektując się orzeszkami z wasabi, oczekiwałem na mojego zleceniodawcę żeby podpisać kolejny, fajny kontrakt. Zawsze rezerwując miejsce gdzieś w centrum Warszawy, staram się prosić o stolik przy oknie. Lubię patrzeć na ludzi, obserwować ich gesty, mimikę, a także zastanawiać się kim są w życiu i jakie pełnią funkcje. W pewnym momencie dostrzegłem biegnącą dziewczynę, ktoś by pomyślał, że to nic dziwnego! W końcu pełno jest lasek, które biegają Krakowskim Przedmieściem- szczególnie tyczy się to studentek pierwszego roku UW. Biegnąc, próbowała uchronić swój aparat przed kroplami deszczu i ewentualnymi uderzeniami- kurczliwie trzymając go przy ciele. To był stary, radziecki aparat fotograficzny, który swego czasu podbił serca wszystkich Polaków i do dnia dzisiejszego leży pewnie na większości strychów. Nie wiem czemu, ale ta banalna sytuacja spowodowała, że przypomniały mi się mój pierwszy aparat fotograficzny.
U nas to rodzinne
Też miałem taki aparat fotograficzny. Jednak muszę szczerze przyznać się przed Wami, że tak naprawdę, to nigdy nie byłem miłośnikiem fotografii analogowej. Nie czułem tego, irytowała mnie niewiedza i wkurzałem się, że muszę tak długo czekać na efekty swoich prac. W życiu zrobiłem może 3-5 rolek filmu fotograficznego, jednak aparatów analogowych przez moje ręce przeszły setki, jak nie tysiące. Mogę spokojnie nazwać się analogowym ignorantem.
Tata zawsze chciał abym fotografował. Od małego miałem kontakt z przeróżnymi aparatami fotograficznymi, jednak- ku jego niezadowoleniu, nigdy nie interesowałem się fotografią. Dopiero po latach dowiedziałem się od mamy, że moja ignorancja fotograficzna w latach dziecięcych wywoływała u niego smutek. Podobno nawet pocieszała go, mówiąc, że kiedyś przyjdzie taki czas, że zainteresuję się fotografią! Kto by pomyślał jak doskonale przewidziała moją przyszłość.
Historia Amatora
Mój pierwszy aparat fotograficzny, który pokochałem, a potem bardzo szybko znienawidziłem to Canon 350D. Tak, tak, była to w 100% amatorska lustrzanka ze standardowym obiektywem 18-55 i jakimś cholernie ciemnym światłem. Aparat ten wywoływał u mnie dwa skrajne uczucia: z jednej strony kochałem go, ponieważ dzięki niemu mogłem zatrzymywać czas na swoich fotografiach, mogłem iść na zdjęcia i zamknąć się w swoim pasjonującym świecie, a z drugiej strony- po jakimś czasie pragnąłem czegoś więcej był niewystarczający.
Pamiętam, że to był rok 2009, a ja nieźle się zapożyczyłem aby go kupić. Całe 600 złotych pożyczyłem od taty, aby móc zakupić wymarzoną lustrzanką i zaraz po zakupie móc mówić o sobie FOTOGRAF. Patrząc z perspektywy gimnazjalisty, to cholernie duże pieniądze były! Za punkt honoru postawiłem sobie, aby go w pełni spłacić i po jakimś czasie dopiąłem swego.
Fotografowałem dosłownie wszystko, zawsze miałem go przy sobie w torbie fotograficznej. To były czasy, gdy głównie fotografowałem dla przyjemności. Uzywałem go przez ponad 4 lata i spokojnie zrobiłem ponad 100k klatek. Jak na tak amatorski sprzęt, to odniósł on spore sukcesy, kilka razy moje zdjęcia były drukowane w ogólnopolskich gazetach i udało mi się wygrać pare konkursów fotograficznych. Wielokrotnie udowadniałem sobie, że nie trzeba mieć super sprzętu za kilkadziesiąt tysięcy złotych, aby móc czerpać radość z fotografowania i odnosić małe sukcesy.
Teraz leży na półce w mojej pracowni i zawsze patrząc na niego- uśmiecham się. Kawał historii mojej i jego.
0 komentarzy