Gdynia przykryta śniegiem skrzypiącym pod butami wydaje się jeszcze bardziej urokliwa, niż ta skąpana w promieniach letniego słońca.
Będąc w tym samym miejscu po raz enty, naprawdę trudno jest pokazać coś nowego i ciekawego, co może zainteresować odbiorcę. Niemniej jednak tym razem było inaczej, ponieważ udało mi się wreszcie trafić w dzień, w którym jadąc do Gdyni miałem szansę podziwiać śnieg i zlodowacenia.
Tym razem w podróż wybrałem się z Robertem Danielukiem, korzystając z dobrodziejstw irlandzkich linii lotniczych, wprost z lotniska Chopina udaliśmy się na pomorze samolotem. Podróż lekka i przyjemna, mniej wyczerpująca niż pociągiem, jednak biorąc pod uwagę czas dojazdu do lotniska i potem do Gdyni, to czasowo równie obciążająca co samochodem.
Cisza. Spokój. Miasto, które lubię właśnie w takich okolicznościach. Brak dzikich turystów oznacza pustki i cisze na ulicach, szlakach leśnych, bulwarze, a także w mojej ulubionej Pizzerii Anker, gdzie przywykłem jeść śniadania i obiady.
Na moich zdjęciach również muzeum emigracji. Doskonale przygotowane pod kątem zwiedzającego, chociaż osobiście czuję pewien niedosyt związany ze skromnymi informacjami dotyczącymi podróży emigrantów do USA.
Ze smutkiem stwierdzam, że oduczyłem się fotografować dla samego siebie, dla przyjemności. Niesamowicie skomercjalizowałem swoją fotografię, przeliczając zdjęcia na kolejne złotówki i przebierając w kolejnych zleceniach- czego kiedyś bardzo się obawiałem. Od dzisiaj uczę się fotografii na nowo.
Gdynia- chciałbym tu wpaść jak będzie sztorm 🙂
brakowało mi Twoich zdjęć. I w ogóle Ciebie w nich. Musimy wrócić do wspólnego fotografowania podczas spacerów i wyjazdów. Zdjęcie z ławką, powtórzę – moje ulubione *.*