Czasami gubię się dążąc w swojej twórczości do ideału. Wpadam w niekomfortową pułapkę fotograficzną, a jest nią niedosyt twórczy.
Spore doświadczenie fotograficzne, pełna klatka z najwyższej półki, zestaw szkieł legendarnej serii L, topowy laptop dla fotografów, więc co może pójść nie tak? Teoretycznie wszystko jest w porządku i zarówno fotografowanie jak i późniejsza obróbka materiału powinna być dla mnie czystą przyjemnością… Powinna, ale rzeczywistość jest zupełnie inna, problem pojawia się w momencie gdy kończy się proces postprodukcji fotografii i niespodziewanie zjawia się również niedosyt twórczy.
Nie ma znaczenia czy jesteś Panną Młodą czekającą na upragnione fotografie ze swojego ślubu, który planowałaś od początku życia, czy project managerem w dużej korporacji, która postanowiła wynająć mnie do wykonania fotoreportażu z dużego eventu, na którym będą zagraniczni goście i pyszny catering. Oba te przypadki różnią się od siebie znacząco, jednak dla mnie mają taką samą wartość i ten sam problem, otóż czasami mam bardzo duży problem z obróbką materiału fotograficznego i nie wynika to z mojego lenistwa czy niechęci do pracy.
Wielokrotnie zdarzało się tak, że po wielu godzinach pracy, mając już gotowy materiał do wysłania, nagle postanawiam coś jeszcze poprawić, poeksperymentować z kolorem i kaplica… Nie ma materiału, natychmiastowo okazuje się, że to co do tej pory stworzyłem i wydawało mi się za idealne, wręcz doskonałe, traci moją aprobatę i zaczynam wszystko zupełnie od nowa rwąc sobie włosy z głowy.
Bardzo lubię fotografować eventy dla pewnej dużej warszawskiej agencji PR’owo-marketingowej. Często jest tak, że wracam z wieczornych zdjęć ok. 23-24, a na 8 rano fotografie muszą być już wysłane do osoby prowadzącej projekt. Żeby było jeszcze ciekawiej, to zdarza się, że o 8 rano realizuje kolejny projekt dla tej samej firmy, czas nadesłania mam do 15 i wieczorem powtórka z rozrywki. Wtedy mogę poczuć całą kwintesencję pracy fotoreportera. Tutaj nie ma czasu na błędy, robota musi być zrobiona i obrobiona na najwyższym poziomie. Wydaje mi się, że właśnie taka praca w stresie i pod presją czasu powoduje, że materiały które tworzę wychodzą bardzo dobre i wtedy mogę powiedzieć sam do siebie „Dobra robota Łukaszu K., spisałeś się na medal.”
Często jest tak, że młode pary rozpływają się nad zdjęciami, a dyrektorzy dużych korporacji przez słuchawkę telefonu wypowiadają magiczne słowa: – Panie Łukaszu, doskonała robota! To bardzo miłe i motywujące, tak samo, jak otrzymanie informacji, że wykonane przeze mnie fotografie dwukrotnie w ciągu jednego miesiąca pojawiły się w Harper Bazaars! Jednak nikt do dnia dzisiejszego nie znał kulisów i całego procesu twórczego powstawania tych niesamowitych fotografii…
W mojej opinii, niedosyt twórczy i ciągła samokrytyka jest najlepszym podejściem do własnych fotografii, ponieważ wtedy fotograf nie zatrzymuje się w miejscu onanizując nad własną twórczością, lecz wciąż dąży do doskonałości i idealnych kadrów, co można przedstawić jak światełko w tunelu. Ktoś może się teraz zastanawiać, czy istnieje pewna granica, po przekroczeniu której można mówić o osiągnięciu sukcesu i spełnieniu fotograficznym? Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest zacytowanie Henry’ego Forda; „Każdy, kto przestaje się uczyć jest stary, bez względu na to, czy ma 20 czy 80 lat. Kto kontynuuje naukę pozostaje młody. Najwspanialszą rzeczą w życiu jest utrzymywanie swojego umysłu młodym.”
No dlatego od października do SZKOŁY
Święte słowa 🙂