Przejście graniczne Izrael-Jordania
Tutaj zaczynamy naszą przygodę, a ja moją opowieść o podróży do Jordanii, czyli kraju… a z resztą, zaraz sami się dowiecie!
Wysiadamy z taksówki w sobotni, szabatowy poranek, a już parę metrów dalej witają nas z uśmiechami na ustach izraelscy żołnierze w naszym wieku.
Witam się z nimi: – Shalom aleichem, hows going guys? Na co oni równie przyjaźnie odpowiadają:- Aleichem Shalom! Good and you? Po wymianie uprzejmości, krótkiej rozmowie na temat wspaniałości Izraela i pytań skąd jesteśmy, zapytują czy mamy jakąś broń, na co ja żartuję, że żadnych bomb, amunicji, karabinów i min przeciwpiechotnych nie mam. Pośmiali, pożartowali, wskazali nam drogę do okienka w którym zapłaciliśmy za wyjazd z Izraela do „dzikiego kraju” zawrotne +/- 230PLN, zeskanowaliśmy w automacie nasze paszporty i buźki, a następnie piechotą opuściliśmy bezpieczną ziemię Izraela.
Dlaczego bezpieczną? Przyznam szczerze, że pomimo tego, iż w Izraelu wszechobecna jest broń i masa osób chodzi z nią po ulicach (obowiązek służby wojskowej), za każdym razem będąc w Ziemi Obiecanej czuję się bezpiecznie, ale o tym napiszę w osobnym wpisie!
Poziom bezpieczeństwa granicy po stronie Jordańskiej jest równy 0-zeru! Brak jakichkolwiek zabezpieczeń… Okej, mieliśmy kontrolę walizek przy rentgenie, ale już bramka do wykrywania metalu była odłączona od prądu. Dodatkowo musiałem pomagać żołnierzowi, tłumacząc, który kolor na maszynie co pokazuje- miałem wrażenie, że przeprowadzam mu mini-szkolenie z zakresu bezpieczeństwa. Później o mały włos, a przeszlibyśmy granicę bez jakiejkolwiek kontroli, dopiero przy drzwiach wyjściowych do Jordanii zorientowaliśmy się- hola hola! Przecież nikt nie skontrolował i nie podbił naszych paszportów!
Cofnęliśmy się i pytaliśmy palącego papierosa żołnierza jak zrobić odprawę paszportową- dopiero wtedy pokierowali nas do pokoiku, gdzie z olbrzymim zainteresowaniem jeden z funkcjonariuszy wstukiwał nasze imiona i nazwiska w klawiaturze pytając co ma wpisać zamiast Ł i Ń!
Mafia taksówkarska w Jordanii
Przejazdy taksówkami budzą emocje chyba w każdym kraju, a podróżując do kraju gdzie nie ma żadnej aplikacji przewozowej stresuję się podwójnie. Nie chce być oszukany, dlatego po opuszczeniu granicy miała miejsce agresywna wymiana zdań z tutejszymi taksówkarzami, którzy chcieli nas oszukać na piniondze.
JA – Dzień Dobry, do hotelu Hilton chciałbym jechać.
HabibiTaxiDriver- 15 Dżejdi maj frend
JA – Byłem miesiąc temu i płaciłem 10
HTD – Nie możliwe, 10 to z miasta tutaj!
(włącza się drugi habibi) -Idź sprawdź sobie oficjalne ceny jakie nas obowiązują!
JA- Wiem jakie obowiązują, bo już jechałem z Wami i do centrum jest 10 dżejdi!
Po sekundzie zjawia się Szef Jordańskiej Mafii Taksówkarskiej i każe jechać swojemu człowiekowi za 11. Wsiadamy i jedziemy do Hiltona zadowoleni, że stanęło na naszym.
Później idzie jak z płatka, wynajmujemy auto, kupujemy karty i jemy śniadanio-lunch w jednej z najpyszniejszych restauracji w jakich jadłem w życiu na bliskim wschodzie Alshinawi الشناوي jak będziecie w Aqabie, to MUSICIE tam zjeść!!! NIEBO W GĘBIE!
Śpimy na pustyni!
Tym razem zaufałem Sen o Victorii Fotografia, która zabookowała wszystkie noclegi podczas naszej krótkiej- 8dniowej podróży. Czy to był strzał w dziesiątkę? Częściowo tak, ponieważ Wiktoria się zbuntowała i stwierdziła, że ja zawsze rezerwuje 5* hotele, a teraz ona chce, żeby było inaczej i tym oto sposobem jechałem w ciemno… Pierwszą noc w Jordanii spędziliśmy na kampie beduińskim- Wadirum quiet village camp Jordania! Doskonałe miejsce z przemiłymi i mega serdecznymi tubylcami. Czekali na nas w wiosce kilka kilometrów od miejsca noclegu i na pace jeepa przewieźli nas na teren obozowiska. Chwilę przed położeniem się spać leżeliśmy na pustyni i w głuchej ciszy oglądaliśmy cały piękny gwiazdozbiór, który rozprzestrzeniał się nad naszymi głowami. Tak bogatego przekroju gwiazd nie widziałem nigdy w życiu! Na zdjęciach poniżej zobaczycie również tradycyjnie danie beduińskie wypiekane pod ziemią, które było bardzo dobre!
0 Comments
Trackbacks/Pingbacks